Dzieci amerykańskie nie noszą czapek wcale, chyba że są akurat na nartach, albo za pomocą bejsbolówki chcą zademonstrować swoją sympatię dla lokalnego klubu sportowego. A ponieważ nie chorują więcej niż ich polscy rówieśnicy, wyzwoliłam się (a raczej dzieci) spod czapkowej tyranii dość szybko. W końcu jak jest już naprawdę zimno, można włożyć kaptur.
I na tym koniec mojego wyzwolenia. Dzieci amerykańskie oprócz czapek nie noszą bowiem zimą: szalików, rękawiczek, śniegowców (ani innych ciepłych butów), rajstop. Biada dziewczynce, której matka wpadła na złowieszczy pomysł ubrania jej w odświętną sukienkę w styczniową niedzielę! Nieszczęsne dziecko, przyodziane w letnią sukienkę z krótkimi rękawkami i obowiązkowe klapki na gołych nogach, musi dotrzeć przynajmniej z parkingu do kościoła i z powrotem, co przy mrozie i śnieżycy do przyjemności nie należy. Toteż drze się jak opętane, wzbudzając powszechną litość u mimowolnych świadków.
Amerykańska Mamuśka, niezależnie od kalibru, jest wyzwolona nie tylko od czapek, ale też od dyktatu mody. Chodzi w dżinsach (dresie i adidasach) klapkach przez okrągły rok. Teraz już wiem, dlaczego Polki cieszą się sławą kobiet pięknych i dobrze ubranych. W porównaniu z tym, co się tu widzi, polskie place zabaw to wybiegi dla modelek. Czy ktokolwiek widział w Polsce kobietę przy zdrowych zmysłach paradującą po ulicy w piżamie? Nie? No właśnie. A to przecież taki wygodny strój, w sam raz na odstawienie dziecka do szkoły. Panowie, bez złudzeń, nie chodziło mi bynajmniej o seksowną blondynkę w kusej koszulce...
(...)