Książka Kazimierza Piechowskiego Niemcy i my w największej części poświęcona jest Trzeciej Rzeszy, jej celom i bezwzględnym metodom ich realizacji. Wbrew coraz powszechniejszemu poglądowi autor stwierdza, że ani ustrój wybrany przez Niemców w latach trzydziestych, ani dokonane przez nich zbrodnie nie stanowią żadnego paradoksu. Druga wojna światowa nie była pierwszą, lecz kolejną próbą gigantycznego podboju. Nie była też dziełem grupki polityków, lecz urzeczywistnieniem pragnień milionów.
Wieszanie należy do wyjątkowo ciekawej odmiany książek historycznych, których istotą jest ?zabawa? w literackie odtwarzanie dawnych wydarzeń. Często materiałem do takich rekonstrukcji są zaledwie strzępki źródeł. Okazuje się jednak, że posiłkując się wiedzą o realiach epoki, napisać można opowieść pasjonującą i rzetelnie oddającą fakty. Część spośród nich stanowić musi logiczny domysł, lecz to, co najważniejsze ? ma wartość dokumentu.
Już co najmniej trzydzieści lat temu Stanisław Srokowski dał się poznać jako prozaik mający wyjątkowy dar wyrażania prawd uniwersalnych. Opublikowana w 1978 r. powieść pt. ?Lęk? spotkała się ze szczególnym przyjęciem przez czytelników. W historii głównej bohaterki wielu odbiorców odnalazło własne doświadczenia. Jedna z czytelniczek posądziła wręcz pisarza o kradzież jej osobistych pamiętników, jakoby mających stanowić podstawę do napisania powieści. Wydana niedawno ?Samotność? ma, być może, jeszcze większy ładunek tego, co ogólnoludzkie i ponadczasowe. Zarazem jednak, niestety ? najczęściej dalekie od optymizmu.
Pokonanie totalitaryzmu miało przynieść m.in. powszechną dostępność książek, których druk był przez komunistów zakazany. Okazało się jednak, że główni beneficjenci przemian zapoczątkowanych okrągłostołowym hochsztaplerstwem potrafili na wolność słowa nałożyć kaganiec nie mniej skuteczny od PRL-owskiego aparatu cenzury. W jakiejś części jest to wynikiem gorzkiej prawdy, że architekci Trzeciej Rzeczypospolitej nie do końca rozstali się ze stanowiącą treść ich młodości marksistowską ideologią.
Ludobójstwo dokonane na Wołyniu, Podolu i Pokuciu jest tragedią szczególną. Ono właśnie nie było, lecz jest, gdyż co najmniej na kilka sposobów niewyobrażalne nieszczęście z lat czterdziestych trwa.
Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych niemal wszystkie drukowane w RFN mapy Europy przedstawiały Polskę jako kadłubek bez Szczecina, Olsztyna, Wrocławia, Gdańska, Opola. Do dziś większość map, jakie znajdziemy w Niemczech, utrzymuje, że Polska zaczyna się w okolicach Bydgoszczy, Poznania i Katowic. Pomorze, Ziemia Lubuska, Dolny Śląsk, Opolszczyzna, Warmia i Mazury to według obowiązującej do niedawna kartografii ? terytoria pod tymczasową administracją polską. Jeśli ktoś łudzi się, że jest to jedynie wyraz całkowitej niezgody na jałtańsko-poczdamski bieg granic, zawiedzie się, gdyż Polska wedle tej wizji kończy się mniej więcej na linii wyznaczonej układem Ribbentrop-Mołotow. Przekonanie, że nasz kraj jest do zniesienia co najwyżej w terytorialnym kształcie z okresu międzywojennego, tyle że bez swojej wschodniej połowy, jeszcze kilkanaście lat temu imponowało swą zgodnością.
Wychodząca od 2001 roku |