Przebaczaj swoim wrogom, ale nigdy nie zapominaj ich nazwisk - powiadał John Fitzgerald Kennedy. I wiedział, co mówi. W lipcu i sierpniu ta idea zmaterializowała się na wrocławskim Rynku, z miejsca przesłaniając inne atrakcje, jakich tego lata Wrocław nie szczędził licznie odwiedzającym miasto turystom oraz jego stałym mieszkańcom.
U przedstawicieli gatunku homo sapiens mózg otoczony jest czaszką. Ale są ludzie, u których czaszka otacza galaretkę z giczy cielęcej. Do której z tych grup zapisał się Ludwik Stomma, kpiąc z idei Muzeum Powstania Warszawskiego, to pytanie czysto retoryczne.
Jeden z najwybitniejszych polskich pisarzy i publicystów konserwatywnej proweniencji, Waldemar Łysiak, wielokrotnie przytaczał w swoich książkach słowa de Saint-Exupérego: "Jeśli pozwolisz, by robactwo się rozmnożyło, rodzą się prawa robactwa. I rodzą się piewcy, którzy będą je wysławiać".
Naród jest organiczną całością, ukształtowaną przez przeszłość i tradycję ? uważał Edmund Burke, żyjący w XVIII wieku brytyjski filozof i polityk. Czy po ponad dwustu latach, już w XXI wieku, do członków danego narodu można zaliczyć tych, którzy od narodowej tradycji stronią, nie godząc się przy tym na rozliczenie własnej przeszłości? Wielu Polaków przypomina ludzi, którzy nie dysponują przyzwoitymi punktami odniesienia, więc nie rozpoznają samych siebie. Nie pojmują, kim są i nie wiedzą, wedle jakiego systemu wartości powinni się orientować Tymczasem jednostkami o zaburzonej tożsamości manipuluje się z dziecinną łatwością, co widać znakomicie przy okazji kolejnej między Odrą a Bugiem dyskusji dotyczącej projektów ustawy dekomunizacyjnej.
Konserwatysta to podobno człowiek żyjący w świecie należącym już do przeszłości. I choć zacytowana definicja smaczna jest, jak każdy precyzyjny aforyzm, osobiście preferuję osąd Gunthera: Konserwatyzm nie jest przywracaniem tego, co było, ani trzymaniem się tego, co jest, lecz życiem z tego, co obowiązuje zawsze. Inna sprawa, że z określeniem trwałych, niezmiennych wartości, ludzkość kłopot ma coraz większy.
Przeróżne rzeczy opowiadają nam telewizyjne głowy. Niekiedy są to rzeczy niegłupie, odkrywcze, a nawet błyskotliwe, ale - bądźmy sprawiedliwi - dużo częściej włos się na plecach jeży i nie wiadomo: śmiać się, płakać, wyć do księżyca czy może kąsać grdykę teściowej. W każdym razie nie ulega kwestii, że chociaż medialna sieczka niewiele pozwala poznać (a jeszcze mniej zrozumieć), to manipulacje obrazem, językiem i pojęciami miewają siłę rażenia większą, niż to na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać.
Róża Luxemburg przekonywała, że jeśli tylko uda się narzucić ludziom określone słowa, to jednocześnie narzuci się im określony sposób myślenia. Tym tropem podąża dziś Unia Europejska, kreśląc żwawo granice tolerancji, politycznej poprawności i wolności słowa, a także wyznaczając tematykę i dopuszczalny zakres publicznego dyskursu.
Boże Narodzenie to niezwykły czas.
Mistyczny. Czas, w jakim- niezależnie od indywidualnych relacji człowieka z Bogiem - wszystkich nas jednoczy duch chrześcijaństwa. Czas, w którym dojrzewają ziarna nieskończoności i rodzi się nadzieja - rodzi się, by nas zbawić.
Pewien piętnastolatek, zafascynowany nową dyscypliną sportową zwaną parkour, złamał nogę. Gwoli ścisłości: obie kości lewego podudzia. Gwoli jasności: czwartego września tego roku.
Pierwsza faza leczenia, polegająca na nastawieniu złamania, zespoleniu kości specjalnymi prętami, założeniu gipsu oraz oczekiwaniu na zbawienny wpływ czasu, ciągnęła się dziewięć tygodni. To dość, by rodzice chłopca na własnej skórze odczuli więź, jaka niektórych lekarzy łączy z ich pacjentami. Precyzyjniej: to dosyć, by należycie ocenili relacje między lekarzami a rodzicami nieletnich pacjentów.
Nowy Rok i karnawał, to na ogół pora szampańskich zabaw, przy czym przeciętnemu rodakowi starcza do tego szklanka "mózgotrzepa" okraszona kilkoma dowcipami, zahaczającymi o cnoty zwyczajowo przypisywane blondynce. Z drugiej strony, początek roku to także czas ocen, podsumowań i bilansów, te zaś wypadają zwykle skromnie, by nie powiedzieć ponuro; alkohol i błazeńskie dykteryjki to za mało, by narodowy optymizm wywindować na przyzwoity poziom. Optymizm bowiem, w odróżnieniu od głupoty, ma nad Wisłą granice.
Wychodząca od 2001 roku |