Starsi czytelnicy OPCJI pamiętają może, jak to przypatrując się pewnej demonstracji politycznej pod wrocławską katedrą zostałem zaczepiony przez osobników, którzy okazali się tajniakami ?funkcjonariuszami wrocławskiej Policji. Ich odporność nerwową wyczerpało grzeczne dopominanie się przeze mnie o regulaminowe okazanie legitymacji służbowych. Ja zaś w odpowiedzi rzucony zostałem na ziemię, skuty kajdankami na plecach, po czym ? już na zimno ? któryś z owych dziarskich chłopców wyłamał mi jeden po drugim obydwa kciuki. Następnych kilka godzin spędziłem w murach posterunku Policji Wrocław-Ołbin. Kilka dni później mój obrońca, mec. Marcin Strzeszyński, wyposażony w pisemną relację nadesłaną przeze mnie z Londynu (dokąd akurat wyjechałem na zdjęcia do nowego filmu), złożył formalne skargi: w Sądzie i u Komendanta wrocławskiej Policji. I wtedy dopiero się zaczęło.
Po kilku miesiącach zwłoki moje skargi zostały lekką ręką (bez przesłuchania jakichkolwiek świadków) odrzucone ? a tymczasem to mnie oskarżono o poturbowanie i znieważenie policjanta na służbie. Wersja przyjęta przez Prokuraturę była skądinąd bardzo dla mnie pochlebna ? zmówieni funkcjonariusze zgodnie zeznawali bowiem, jak to zrazu powywracali się, nie mogąc sobie poradzić w starciu ze mną. Byłoby to wyłącznie zabawne, gdyby wstępnie nie uznano, że moje nadludzkie czyny ?odpowiadają kwalifikacji z art. 157 § 1 kodeksu karnego? = od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. Ostatecznie Prokuratura nieco zniuansowała ?kwalifikację czynu? ? i oto blisko dwa lata temu stanąłem przez sądem, jako oskarżony o próbę skłonienia funkcjonariusza ?do zaniechania czynności służbowej? (art. 224 §3 k. k. = jak wyżej, od 3 miesięcy do 5 lat) oraz ?znieważenie? (art. 226 §1 k. k. = do roku więzienia). Tego drugiego przestępstwa miałem się dopuścić ? jak stwierdzono w akcie oskarżenia ? zwracając się do funkcjonariusza Piotra Wadowca słowami: ?osiłek w kurteczce w kratkę? i ?bandyta? (Istotnie, 12 kwietnia 2008 r., przetrzymywany na posterunku policji, zwracałem się do wielu funkcjonariuszy z prośbą: ?Może któryś z panów powie mi, jak nazywa się ten osiłek w kurteczce w kratkę, który nie zechciał mi się regulaminowo przedstawić, a zachował się jak bandyta?).
Przez ponad półtora roku sprawa toczyła się przed Sądem Rejonowym Wrocław-Śródmieście ? od pierwszej do ostatniej rozprawy ?z wyłączeniem jawności?, tj. przy drzwiach szczelnie zamkniętych przed dziennikarzami i publicznością, na wniosek ww. funkcjonariusza, który jest moim głównym fałszywym oskarżycielem. Ów funkcjonariusz przedstawił sądowi m.in. wynik obdukcji lekarskiej, dokonanej rzekomo w pobliskim szpitalu, z której wynikać miało, że w starciu ze mną doznał był ?skręcenia kciuka (sic!) lewego, z uszkodzeniem wiązadła pobocznego łokciowego?. Szkopuł w tym, że w tym samym czasie ten sam sierżant Piotr Wadowiec, poddany został ? jak wynika z innego dokumentu ? badaniu alkomatem na posterunku policji. Sąd odrzucił moje wnioski dowodowe, których celem było ustalenie, czy ów funkcjonariusz ma nadzwyczajne zdolności przemieszczania się w czasoprzestrzeni, czy też może posiada dar bilokacji ? czy też raczej dokumentacja została niechlujnie sfałszowana ex post. Oszczędzę Panu, Szanowny Redaktorze, innych żałosnych facecji z kilkunastu rozpraw, których konkluzją było wydanie na mnie przed kilku tygodniami wyroku skazującego. Wspomnę tylko, że pani sędzia Barbara Kaszyca, odrzuciwszy najpierw wszelkie wnioski dowodowe, które zmierzać mogły do podania w wątpliwość prawdomówności funkcjonariuszy policji, uznała mnie za winnego, bez najmniejszej wątpliwości, zarzucanych czynów ? po czym... wymierzyła mi karę łączną w postaci grzywny w wysokości 3,2 tys. zł + koszta sądowe.
Nigdy nikogo nie namawiam, Szanowny Panie Redaktorze, by mi w tej sprawie ? ani w jakiejkolwiek innej ? po prostu uwierzył na słowo. Ale przecież każdego, komu leży na sercu stan organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości ? probierz kondycji państwa polskiego ? kilka momentów powinno tu przynajmniej zdziwić, jeśli nie wprawić w głębszy niepokój.
(...)