Autor nie tai dumy z dawniejszych dokonań Rzeczypospolitej (to ważne, że używa terminu Rzeczpospolita jako kraj będący niegdyś jednością Polski, Litwy i Rusi, raz ojczyzną Polaków, Litwinów, Rusinów, Niemców i innych narodowości ją zamieszkujących). Ale ostatnia jego książka Rzeczpospolita. Duma i wstyd, stanowi rozrachunek autora ze wspaniałymi kartami ojczyzny, ale i z czynami niekiedy wręcz haniebnymi. Jacek Wegner jest bowiem dumny z dokonań ojczyzny, ale równie często natyka się na fakty przynoszące sromotę z dokonań ojczyzny i przodków. Chciałby bezwzględnie być dumny, jednak musi często odczuwać wstyd za przeszłość i teraźniejszość. I to jest siłą tej pasjonującej książki, że nie jest ona tromtadracko jednostronna, lecz pokazuje i wstydliwe oblicze ojczyzny.
Nie sposób w sposób uładzony recenzować tej książki, gdyż ma ona charakter bardzo rozbudowanego eseju pisanego na przemian krwią i żółcią, gdzie fakty mieszają się i miesza się chronologia. Autor skacze od dawniejszych dziejów do współczesności i odwrotnie. Nie jest to bowiem wykład akademicki, lecz rozprawa z zaletami, ale i wadami naszych przodków i dzisiejszych polityków (w ogóle całego społeczeństwa). Punktowanie jednych i drugich. Szukając bowiem wielkości autor często znajduje brzydotę, pięknu towarzyszy hańba.
Autor, zafascynowany historią, stara się odczytać współczesne fakty, poglądy i zachowania Polaków. Jest to bowiem zarazem rozprawa o tym, jak przebiegają dzisiejsze losy narodu w nawiązaniu do tych dawniejszych. Co dziedziczymy z minionych stuleci, czy jesteśmy całkowicie inni niż nasi przodkowie, czy też niemal genetycznie tkwi w nas przeszłość. A w tle nieustanne zmagania Polaków z historią, geografią (geopolityką), sąsiadami, ale i z samymi sobą.
W przeciwieństwie do zawodowych historyków autor często proponuje historię alternatywną. Na gruncie naukowym to grzech, bo powinny mówić fakty. Ale publicysta ma prawo do historii alternatywnej: co by było gdyby, ponieważ znakomicie rozszerza ona zrozumienie, dlaczego nasi przodkowie w jakiejś sytuacji postąpili tak, a nie inaczej. Lecz też jest zaletą tej książki, że nie rozstrzyga ona jednoznacznie, dlaczego kiedyś tam postąpiono tak, a nie inaczej. Czy to było mądre czy głupie? Możemy tylko domniemywać w przybliżeniu, ponieważ alternatywne rozwiązania rozdzieliłyby się na niezliczoną ilość innych strumieni, które nie wiadomo gdzie by nas doprowadziły.
Na mnie największe wrażenie uczyniły rozważania dotyczące ustroju ? formuła Rzeczy Pospolitej jako swoistego szlacheckiego republikanizmu, który próbował zaistnieć i przetrwać w Europie feudalnej, stanowiąc jej zaprzeczenie, co w efekcie doprowadziło do upadku państwa. Czy mogło ono przy tej formule przetrwać w takim otoczeniu? Może by i mogło, lecz autor podpowiada, że nastąpiło jego wyidealizowanie, a przeto błogie przeświadczenie, że nie należy niczego zmieniać. Tymczasem jeżeli niczego nie chcemy zmieniać i trwać przy tym jak to illo tempore bywało, wtedy historia bierze nas za kark i daje nam po pysku. No i dała ? rozbiory. Był to już ostatni (czy aby ostatni) akord (nie)świętego spokoju i wygodnictwa.
Takich i podobnych konstatacji jest w książce znacznie więcej. Czyta się ją z zapartym tchem, przybierając raz pozę zadumanego Stańczyka, to znów chcąc rwać się do szabli. Przypomina mi się tu fragment z Wesela: Kiedyś, gdzieś tam tęgie pyski, i do szabli i do miski, kiedyś gdzieś tam tęgie dusze, półwariackie animusze, kogoś zbawiać, kogoś siekać, dzisiaj nie ma na co czekać... Ale pólwariackimi animuszami nie robi się ojczyzny mocarstwem. Zostaje tylko miska, a i to niezbyt pełna. Miło snami uciec z życia ? ale na szczęście autor nie daje nam uciec i przymusza nas do dyskusji: jacy byliśmy, jacy jesteśmy, jacy możemy być.
Jacek Wegner, Rzeczpospolita. Duma i wstyd, Wydawnictwo M, Kraków 2011, s. 317.