Akurat tego samego dnia w ?Gazecie Wyborczej? ukazał się reportaż z Libii, którego autor relacjonuje rozmowę tamtejszych psychiatrów, zdalnie diagnozujących Kaddafiego jako wariata. Bardzo możliwe, że to prawda, chociaż warto też zwrócić uwagę, iż przypomina to praktyki stosowane przez ?Trybunę Ludu? w czasach stalinowskich, a i później też, kiedy to komunistom nie wystarczało pozbawienie kogoś życia, ale musieli jeszcze obsrać jego pamięć. Ścisłe kierownictwo ?GW? musiało tę priwyczkę wyssać ? jak powiada poeta ? z miszpuchy cycełesowatej i mimo sławnej transformacji ustrojowej tak już zostało.
Ale mniejsza o redaktorów ?GW?, bo znacznie ciekawszy może być przypadek owych libijskich psychiatrów ? dziś tak sprawnie, skwapliwie i zdalnie diagnozujących tyrana przed reporterem warszawskiej gazety. Jeśli w Libii ? jak nas dzisiaj wszyscy zapewniają ? panował terror i zamordyzm, to czy możliwe było zrobienie tam zawodowej kariery lekarza psychiatry bez jakiejś, przynajmniej biernej formy uczestnictwa w zamordyzmie? W końcu ten cały Kaddafi sam jeden całego tamtejszego mniej wartościowego narodu nie sterroryzował, własną ręką wszystkich nie zastrzelił, nie ćwiczył harapem, nie wieszał za ręce, nie podłączał do prądu ? i tak dalej. Musiał mieć pomocników i to całkiem sporo, bo najpierw ktoś nieszczęśników musiał denuncjować ? oczywiście, jak już dzisiaj wiemy, na pewno ?bez swojej wiedzy i zgody?, a poza tym ? absolutnie im nie szkodząc, to chyba jasne? Potem zadenuncjowanych ktoś musiał przepuścić przez maszynkę do mięsa, żeby elegancko się przyznali. A kiedy już się przyznali, to tak spreparowanych ktoś musiał sądzić, a ktoś inny ? wystawiać na użytek tamtejszych niezawisłych sądów opinie sądowo-psychiatryczne, w których stwierdzano u podsądnych sławną schizofrenię bezobjawową ? być może również zdalnie? Któż zatem może wiedzieć, czy rozmówcy dziennikarza ?GW? nie byli kolaborantami libijskiego tyrana? Ich skłonność do szybkiego, zdalnego diagnozowania psychicznych dolegliwości do takich podejrzeń skłania.
(...)