Dlaczego to realistyczne i sceptyczne zarazem określenie wydaje się dziś tak obce? Prawdopodobnie dlatego, że odzwyczailiśmy się i od realizmu, i od sceptycyzmu. Obie postawy wymagają bowiem zdrowego rozsądku i pokory, dóbr deficytowych w czasach, kiedy ludzie potrafią z głupawą radością uważać się za panów stworzenia, podczas gdy w gruncie rzeczy skaczą niczym małpy uwieszone katarynki wśród dekoracji zmontowanych wedle recept trzecioligowych autorów fantastycznych. Wracając do definicji ? jej znaczenie, prócz tego, że gasi nasz nowożytny zapał i egalitarystyczną naiwność, pozwala również na szerokie rozumienie wolności, nie tylko jako relacji człowieka z innymi ludźmi czy instytucjami, ale również ze zdarzeniami, opiniami, ideami ? całym otaczającym go światem. Zawsze bowiem mieć będziemy pana, problem polega na tym, kto lub co nim będzie ? komu lub czemu będziemy służyć. Możemy nazwać to nieuchronnym zniewoleniem ? niech będzie ? ale w takiej sytuacji, jak pisze Gómez Dávila, absolutna wolność okazuje się tylko absolutną szansą, że rozkazywać nam będzie pan najbardziej nikczemny. Tym panem może być oczywiście inny człowiek, aparat państwowy, policja, dyktator, jednak służba ma szersze znaczenie, dotyczy bowiem po prostu wszystkiego, co nami kieruje, na czym jesteśmy skupieni czy zafiksowani, co nas stale porusza, co jest w stanie pochłonąć nas, co wciąż analizujemy, badamy, zgłębiamy, komentujemy, czemu poświęcamy czas ? i w tym sensie naszym panem mogą być czynności, przedmioty, koncepcje, idee, marzenia i urojenia.
Otaczający nas świat wykształcił mnóstwo precyzyjnych i przemyślnych sposobów zatrzymywania naszej uwagi; każdy punkt czasoprzestrzeni domaga się od nas skupienia, każda informacja chce być pochłaniana i jak najdłużej trawiona, każda czynność żąda od nas pełnego poświęcenia. W obliczu tego pęczniejącego, buczącego ula człowiek jest bezbronny, a ironia losu polega na tym, że wkładając olbrzymi wysiłek w zdobywanie coraz bardziej wyrafinowanych narzędzi pozwalających dziobać i połykać grudy informacyjnego chaosu, nie dostrzega on, że w gruncie rzeczy dziewięćdziesiąt procent tych wiadomości jest bezużytecznych, a co najmniej połowa z nich szkodliwa, choćby dlatego, że służy jedynie odwracaniu uwagi, potęgując duchowe rozchwianie i otępienie. Oprócz wchłaniania musi być jeszcze czas na spokojne przetrawienie, a potem oczyszczenie organizmu z toksyn ? inaczej czeka nas duchowa sepsa. Konrad Lorenz twierdził, że ewolucja polega na stopniowym zdobywaniu informacji pozwalających tworzyć coraz lepsze sposoby zdobywania kolejnych informacji, można jednak odnieść wrażenie, że ta definicja wyraża jedynie optymizm i entuzjazm człowieka sprzed stulecia, który nie może nacieszyć się wynalazkami w rodzaju telegrafu bez drutu. Istnieje granica, poza którą informacje przestają służyć organizmowi i opanowują go, wskutek czego on sam zaczyna służyć informacjom, przekształcając się w rodzaj bionicznego odbiornika, który ostatecznie ginie od nadmiaru bodźców.
Skoro komuś bądź czemuś trzeba służyć, dobrze jest dysponować jakimś kryterium oddzielającym to, co ważne, od tego, co bezwartościowe. Na pierwszy rzut oka problem ten wydaje się skrajnie trudny i wymagający niekończących się filozoficznych dociekań, w istocie jednak jego ogólne rozwiązanie jest dość banalne. Rzeczy ważne to albo sprawy najbardziej namacalne, bliskie, bezpośrednie i konkretne, albo najbardziej odległe, fundamentalne, bezczasowe, idealne. Cała reszta to strata czasu. Służba wszystkim tym pośrednim bożkom, którzy na co dzień starają się walczyć o nasz łaskawy wzrok, w ostatecznym rozrachunku prowadzi do degeneracji i wyjałowienia, którego nawet nie jesteśmy w stanie dostrzec ? właśnie dlatego, że pochłonięci jesteśmy zaspokajaniem zbyt wielu nazbyt przeciętnych panów.
Nie znaczy to, że ta sfera pośrednia ? a więc ów cały świat, którym zarazem cały świat żyje, trawiąc sam siebie ? w ogóle nie zasługuje na uwagę. Zapewne warto jej się przyjrzeć, nawet dogłębnie, choćby po to, aby wiedzieć, dlaczego lepiej zachować wobec niej dystans, nie pozwalając, by nami zawładnęła i uczyniła swymi sługami. Nie trzeba ani wiele czasu, ani jakiejś szczególnej bystrości, żeby dostrzec rzeczy takie, jakimi są ? i jakimi prawdopodobnie być muszą, gdyż taka po prostu jest ich natura, jak to się czasem nieco pretensjonalnie mówi. A kiedy wiemy już, w jakich odwiecznych koleinach toczy się ów świat, który codziennie próbuje nas uwieść i skłonić do poświęcenia mu uwagi, nie ma potrzeby powtarzać tego na okrągło sobie i innym. Odkrywanie wciąż na nowo, że ludzie są głupi i podli, że politycy to łajdacy i złodzieje, że intelektualiści to grupa ograniczonych kabotynów o chomiczych mózgach, że świat artystyczny w swojej pospolitej tępocie nie jest wstanie wznieść się poza wymęczoną błazenadę, że tak zwani prości ludzie, w których lokują swe marzenia rewolucjoniści i reformatorzy, to gromada pędzonych resentymentem prostaków i zwykłych szumowin ? obwieszczanie tym podobnych oczywistości dzień po dniu, rok po roku, artykuł po artykule, powieść po powieści jest na dłuższą metę pozbawione sensu i kompletnie bezpłodne. Podobnie jak powtarzanie do znudzenia, że demokracja to ustrój kulawy pod każdym względem i skrajnie demoralizujący, że w gruncie rzeczy i tak rządzi siła i pieniądz, że państwo współczesne to wyspecjalizowana maszynka do dojenia i łupienia ludzi, których zarozumiałość i tępota skądinąd uzasadniają traktowanie ich jak baranów, że rolą mediów jest systematyczne upowszechnianie półprawd bądź kompletnych kłamstw, a rolą odbiorców połykanie tej brei, odurzanie się nią i na dodatek jeszcze płacenie za nią, gdyż to właśnie medialne konopie pakowane ludziom do łbów w ilościach hurtowych pozwalają im pracować dzień po dniu, wykonywać skrajnie ogłupiające i jałowe czynności. A na dodatek postrzegać je jako namiastkę absolutu i poświęcać im całą swoją beznadziejną egzystencję, dzięki czemu przeciętny człowiek jedynie w nielicznych przerwach od całego tego normalnego życia jest w stanie uchwycić mętną poświatę myśli błąkającej się gdzieś w zakamarkach czaszki, że ostatecznie każdy ludzki trud, każde ludzkie życie, jakiekolwiek by było, zostaje zdmuchnięte ot tak, bez żadnej wzniosłości i bez głębszego powodu, kończąc się albo w ułamku sekundy krótkim jak pstryknięcie palcami, albo w rozciągniętej w czasie i poniżającej agonii, pozostawiając nas, tak jak wszystkich przed nami, na pastwę wiecznej zagadki ? wszystko są to sprawy oczywiste i tak banalne, że nie ma sensu ich dwa razy powtarzać. Jeśli ktoś jest wystarczająco zdyscyplinowany i uważny, aby dostrzec to od razu, nie będzie tracił czasu i talentu na powtarzanie w różnych tonacjach nudnego refrenu. Jeśli zaś ktoś już w to zabrnął, to przecież zawsze może się zdobyć na swobodny gest i wycofać się z tej służby, póki nie jest za późno, póki nadmierna koncentracja na absorbującej codzienności nie wyjałowiła go doszczętnie, dopóki ma on jeszcze tę odrobinę siły koniecznej do oddalenia się od siebie i od tego nużącego świata, zresztą nie mówmy o tym więcej.