Artyści też zwietrzyli interes. Zachowują się jak bolszewicy. Skoro przestrzeń publiczna jest wspólna (czyli niczyja), to można ją zawłaszczyć. Joanna Rajkowska ustawiła na rondzie de Gaulle?a sztuczną palmę, jakby kilkusetletnia stolica nie miała innych symboli promocyjnych. Niemniej magistrat kupił palmę, ale gdy umowa wygasła, podatnicy nadal za nią płacą, choć jest to już tylko prywatny eksperyment artystki. Jeżeli tak można, to Julita Wójcik znana z obierania ziemniaków w Zachęcie, wystawiła tęczę ze sztucznych kwiatów. Ten znak spółdzielczości, który zawłaszczyła międzynarodówka odmieńców seksualnych, zabłysnął na placu Zbawiciela, w pobliżu kościoła, jakby to było odpowiednie miejsce na homoparadowanie. Artyści zachowują się jak partyzanci miejscy. Gdy na murze pewnej fabryki upstrzonej ich wypocinami pojawiły się barwy firmowe, oskarżyli producenta o lekceważenie wolności artystycznej ekspresji. No właśnie, na cudzym murze.
Rosyjska piosenka nie jest żadną jakością estetyczną na rynku europejskim, ale nie przeszkadza to TVP angażować fundusze w transmitowanie zielonogórskiego festiwalu. Jak w PRL-u. Co więcej, reaktywowało się jakieś stowarzyszenie przyjaźni polsko-rosyjskiej, a na estradzie pojawiają się latorośle peerelowskich propagandzistów, zresztą sowicie wynagradzane.
Tymczasem B. Komorowski proponuje utworzenie muzeum zbrodni komunistycznej. Pomysł równie ambitny, jak tarcza antyrakietowa (z racji mizerii budżetowej owa tarcza powstanie zapewne z jego słynnych wrót do stodoły), jak niewykonalny, bo miałoby ono miejsce w działającym areszcie śledczym przy ul. Rakowieckiej. Jedyne, co mogłoby tłumaczyć tę ideę, to osadzenie w areszcie pozostających jeszcze przy życiu zbrodniarzy komunistycznych (Jaruzelski, Kiszczak, sędziowie, prokuratorzy, agenci) w charakterze żywych eksponatów.
(?)