W 2010 r. republikański senator Judd Gregg, zwolennik konserwatywnej polityki budżetowej, którego Obama chciał mieć w składzie swojego gabinetu, wrócił do rodzinnego New Hampshire, i ostrzegł: Kraj jest obecnie na takim kursie, że jeżeli nie zdyscyplinujemy polityki budżetowej, staniemy się drugą Grecją. W ciągu ostatnich dwóch lat jesteśmy świadkami ogromnego wzrostu wydatków budżetowych: wyszliście od 20% PKB, obecnie jest to 24%, a zmierzacie ku 28% PKB. Musimy nad tym zapanować albo kraj zbankrutuje.
Według danych MFW, amerykański PKB, który stanowił 32% światowego PKB, w roku 2001 spadł do poziomu 24%. Jak pisze Leslie Gelb, honorowy przewodniczący Rady Spraw Zagranicznych, żadne państwo o ogromnym długu publicznym nie utrzymało statusu mocarstwa. Amerykański przemysł ciężki w znacznym stopniu już nie istnieje, przeniósł się bowiem do państw zagranicznych rywali, co bardzo zredukowało jego zdolność do bycia samowystarczalnym w czasach zagrożenia. Uczniowie szkół publicznych w dziedzinie matematyki i nauk ścisłych pozostają w tyle za swoimi rówieśnikami z innych uprzemysłowionych krajów. Nie mogą być zatem konkurencyjni na światowym rynku. To wstrząsające, ale pokolenia Amerykanów ledwie potrafią czytać i nie posiadają nieomal żadnej wiedzy historycznej, że o geografii nie wspomnę.
Świadomość tego stanu rzeczy zaczęła w końcu docierać nawet do establishmentu. Profesor Robert Pape, politolog z Uniwersytetu Chicago, zgadza się z Gelbem: Rany, które sami zadaliśmy sobie za sprawą wojny w Iraku, rosnący dług publiczny, coraz gorszy bilans obrotów bieżących, oraz inne wewnętrzne słabości ekonomiczne, w dzisiejszym świecie gwałtownego rozwoju wiedzy i technologii, kosztowały Stany Zjednoczone utratę rzeczywistej potęgi. Jeżeli obecne trendy utrzymają się, patrząc wstecz, uznamy, że lata rządów administracji Busha były podzwonnym amerykańskiej hegemonii.
Pope zestawił dane o rozkwicie dziewiętnastowiecznych mocarstw z ich udziałem w światowym PKB i okazało się, że spadek, jaki dokonał się w tej dziedzinie za czasów administracji Busha, praktycznie nie ma precedensu:
Trzydziestoprocentowy spadek, jaki miał miejsce po roku 2000, oznacza o wiele większy stopień utraty relatywnej potęgi, który dokonał się w krótszym okresie, niż miało to miejsce w przypadku wzrostu potęgi mocarstw europejskich, począwszy mniej więcej od końca wojen napoleońskich, aż po II wojnę światową. W kategoriach skali tego zjawiska, jedynym przypadkiem regresu mocarstwa, gdzie dane te były wyższe, jest niespodziewane, wewnętrzne załamanie się oraz upadek Związku Radzieckiego w 1991 r.
W pierwszej dekadzie XXI w., licząc netto, w USA nie stworzono żadnych nowych miejsc pracy. Dochód rzeczywisty przeciętnego gospodarstwa domowego pod koniec dekady był niższy niż na jej początku. Wartość majątku netto amerykańskiej rodziny, liczona w akcjach, obligacjach, oszczędnościach, cenie mieszkania lub domu, spadła o 4%. Zamknięto 50 tys. fabryk i przedsiębiorstw. Pierwszy raz w historii USA zdarzyło się, że przemysł pod względem liczby zatrudnianych w nim osób, w 2001 r. wyprzedziła opieka zdrowotna i oświata, w 2002 r. handel detaliczny, w 2006 r. administracja lokalna, w 2008 r. sektor hoteli i restauracji. To, co dziś kupujemy za granicą ? buty, ubrania, samochody, meble, radia, telewizory, sprzęt AGD, rowery, zabawki, aparaty fotograficzne, komputery ? niegdyś produkowaliśmy w kraju. Nasza ekonomiczna samowystarczalność należy już do przeszłości. W kwietniu 2010 r., trzech na czterech mieszkańców USA, 74% ludności, było zdania, że państwo jest teraz słabsze niż dziesięć lat wcześniej, a 57% uważało, że poziom życia przyszłego pokolenia będzie niższy niż obecnego.
Komu to zawdzięczamy? Sami sobie jesteśmy winni. Zrezygnowaliśmy z gospodarczej samowystarczalności na rzecz globalizmu. W imię zjednywania politykom poszczególnych grup ich wyborców porzuciliśmy dyscyplinę budżetową. Amerykańskie państwo opiekuńcze mogłoby konkurować z socjalistycznymi krajami Europy. Zaprosiliśmy świat, żeby do nas dołączył i ucztował z nami przy naszym stole. Zapoczątkowaliśmy krucjatę na rzecz demokracji, która na dwa kolejne dziesięciolecia uwikłała nas w wojny.
(...)