Scena polityczna została spetryfikowana, a mówiąc bardziej zrozumiałym językiem ? zabetonowana. Brakuje przede wszystkim transparentności w dostępie do stanowisk publicznych. Informacje o procesach rekrutacji do instytucji władzy są trudno dostępne, a konkursowe obsady stanowisk w wielu urzędach są fikcją. Mamy do czynienia z ?demokracją koneksyjną?, opartą na prywatnych znajomościach, układach, dojściach i protekcjach, a nie przejrzystych i uczciwych procedurach.
W Polsce wśród polityków ciągle bardziej liczą się zasługi w obalaniu poprzedniego ustroju niż rzeczywiste umiejętności, wykształcenie czy realne osiągnięcia. W kampaniach wyborczych większe szanse na zdobycie poparcia mają celebryci i ekscentrycy niż poważni fachowcy. Dopóki to się nie zmieni, poziom klasy rządzącej będzie jedynie się obniżał. Widać to po kulturze politycznej, tak mentalnej, jak i instytucjonalnej, obnażonej przy okazji afery podsłuchowej latem 2014 r. Upadek moralny członków elit, afery korupcyjne, ingerencje służb specjalnych w sferę wolności obywatelskich ? to przykłady, które zbliżają Polskę do reżimów wschodnioeuropejskich, a nie do Zachodu. Oprócz braku kompetencji członków polskich elit politycznych uderza ich prowincjonalizm. Wprawdzie bieżące kontakty z Brukselą i instytucjami unijnymi służą ?cywilizowaniu? rodzimych polityków, ale to jeszcze nie oznacza, że mają oni horyzonty myślowe, wykraczające poza dominujące w Polsce swary.
Elity polityczne, niezależnie od ich kwalifikacji i pochodzenia, ponoszą bezpośrednią odpowiedzialność za kreowanie strategii rozwojowej państwa. To od ich jakości i sprawności zależy efektywny plan gry. Rządzący Polską po 1989 r. okazali się nieprzygotowani do przyjęcia na siebie pełnej odpowiedzialności za państwo, które w wielu dziedzinach po prostu abdykowało. Odwołując się do dogmatów wolnego rynku doprowadzono do demontażu wielu funkcji państwa. Powołując się na konieczność prywatyzacji czy wymogi związane z integracją, pozbyto się własnego przemysłu, zakładając, że obcy kapitał uczyni Polskę bogatą i szczęśliwą. Choć wmawia się Polakom uczestnictwo w swoistym ?cudzie gospodarczym?, to przecież oprócz osiągnięć są też liczne porażki.
Nie da się zaprzeczyć, że koszty transformacji są ogromne. Skala pauperyzacji, wykluczenia i bezrobocia przerosła wszelkie wyobrażenia. Polaryzacja społeczeństwa na garstkę superbogatych i masy biednych ludzi jest stanem rzeczywistym, a nie wymysłem malkontentów. Jeśli doda się do tego ucieczkę na emigrację zarobkową setek tysięcy młodych i wykształconych ludzi, to jest to zjawisko głębokiej patologii i niepowetowanej straty dla państwa polskiego. Do tego dochodzi niesprawność i kosztochłonność administracji rządowej, która staje się zagrożeniem nie tylko dla członków elit politycznych (ze względu na utratę stanowisk), ale jest niebezpieczna dla państwa jako całości. Wiele państw o podobnym statusie dąży do ochrony nie tylko swojego stanu posiadania, ale i umacniania funkcji regulacyjnych, służących zachowaniu bezpieczeństwa socjalnego obywateli czy podnoszeniu kondycji intelektualnej społeczeństwa. Tak więc na przykład w państwach nordyckich najważniejsze są wartości służące utrzymaniu i podnoszeniu standardów życia ludzi, a nie militaryzacji, jak obecnie dzieje się u nas.
Elity polityczne, a przynajmniej ich światła część, muszą być świadome, że warunkiem utrzymania swojej wiarygodności i prawowitości władzy jest posiadanie, niezależnie od zewnętrznej sojuszniczej protekcji czy powiązań integracyjnych ? własnych autonomicznych celów, spójności doktrynalnej i skuteczności realizacyjnej. Wyrażają się one zarówno w sile gospodarki, jak i determinacji rządzących na rzecz obrony interesu narodowego. Zaangażowanie członków elit politycznych w tej sprawie jest często jednym z najważniejszych czynników identyfikacyjnych, decydujących o tożsamości narodowej. Odnosi się wrażenie, że infiltracja Polski przez potężne zachodnie grupy interesu i kapitału prowadzi do osłabiania pierwiastka narodowego, kosmopolityzacji elit, które nie są w stanie bronić odrębnych, własnych, a nawet egoistycznych (jak trzeba) interesów.
(?)