Jak pani doszła do takiego wniosku?
Na drodze swojej pracy badawczej – a doktorat pisałam z posłuszeństwa kierownictwu duchowemu – spotkałam genialnych analityków współczesnej struktury myślenia, która „walczy” z właściwie pojętą racjonalnością człowieka, z właściwie pojętą wolnością i pamięcią – jako władzami ducha, które są po to, by poznawać prawdę, wybierać dobro, pamiętać o celu wiecznego bytowania człowieka, czyli o Bogu Stwórcy i Zbawcy. Praca wspomnianych analityków wiele mi wyjaśniła, dlatego mam nadzieję, że pomoże również innym. Bo żyje się raz i wiecznie. Niebo jest dla ludzi. Jest tam Bóg, którego można spotkać również na płaszczyźnie intelektualnej – tutaj, na ziemi.
I do tego powinna prowadzić właściwa – niezideologizowana edukacja, cała rzeczywistość.
I pani stara się edukować nieświadomych ludzi...
Dążę do tego i pragnę się przyczyniać do przybliżania ludzi do Prawdy o rzeczywistości, o Bogu, o działaniach, które zagrażają powołaniu człowieka do wieczności z Bogiem Miłość. Człowieka, który – żyjąc – jest Chwałą Boga.
Nakierowuję również na badania s. Michaeli Pawlik, która „uderza w punkt”, kiedy mówi o tym, że ideologia może tak oddziaływać, że człowiek samego siebie nie będzie „przeżywał” na sposób osoby, umiłowanego dziecka Trójjedynego Boga Miłość, lecz np. pogodzi się z faktem, że jest nieczystym siudrą i sam będzie zabiegał o to, żeby np. nawet jego cień nie padł na drugiego – co oznacza, wewnętrzną akceptację rasizmu. To przecież jest przerażające, bo wyklucza możliwość rozumnej i wolnej obrony własnej godności, z której – jak wiadomo – wypływają ludzkie prawa.
Jakie są tego konsekwencje?
Spaczone przeżywanie samego siebie oznacza dobrowolną rezygnację ze swoich prawdziwie ludzkich praw, z rozumności i wolności…, z godności, która jest przecież niezbywalna. A jednak – jak widać – cała kultura może tak zadziałać, że chroni jedynie „wysokie” kasty – resztę traktując jako „słomę na spalenie”...
Kiedy zaczęła pani odkrywać to przerażające spisanie człowieka na straty?
Wymienionych wielkich analityków nowej lewicy, zagrożeń kulturowych i cywilizacyjnych, spotkałam już prawie dziesięć lat temu, podczas finalizowania mojego doktoratu. Był to moment, w którym w mojej pracy badawczej nie mogłam postąpić ani kroku do przodu, bo zrozumiałam, że w tym, co nazywamy „prawami człowieka”, zmajstrowano „cichy” przewrót. I jest to przewrót tzw. antropologiczny.
O co w tym chodzi?
O to, że przez lata, niepostrzeżenie, doprowadzano do „porzucenia” właściwego rozumienia człowieka jako osoby, jako centrum stworzenia – w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka przejęto katolicką koncepcję godności osoby ludzkiej od Jacquesa Maritaina.
Obecnie chroni się planetę Ziemię, rozumianą w tej ideologii jako centrum kosmosu – które nie ma Ojca w Niebie, i człowiek nie ma Ojca w Niebie. Stąd w tej ideologii nie ma Boskiej Osoby – Prawdy, Prawa, Dobra, Piękna – Absolutnego, które byłyby Prapoczątkiem, Prawzorem, absolutnie miłującym Bogiem Kreatorem i Odkupicielem. Trójjedynym Bogiem. Człowiek w tej ideologii jest „czarnym, węglowym śladem”, który zagraża planecie.
To przerażające...
I jest to rasizm, jakiego nie znał świat. W nim, człowiek jako człowiek jest groźny. Dlatego, „można” go unicestwić w procedurach legalnej aborcji, wczesnoporonnej, in vitro, eutanazji, sedacji wspomaganej... Tego jest więcej...
Moje osobiste dojście do istoty tego przewrotu, zabrało by mi z pewnością wiele lat pracy. I wtedy – kiedy potrzebowałam jakiegoś światła w sprawie „praw człowieka” – spotkałam w Warszawie panią Marguerite Peeters, wkrótce potem ks. prof. Tadeusza Guza. I wszystko się wyjaśnia... Od tej pory zabiegam o to, żeby oba te nazwiska pojawiały się w publikacjach wydawanych w Polsce. Między innymi przepisałam Rozmowy niedokończone z ks. prof. Tadeuszem Guzem w TV Trwam i Radio Maryja, które są genialnymi podręcznikami myślenia realistycznego, szkołą zasad myślenia katolickiego. Wydały je siostry loretanki. Są już ich cztery tomy i dodruki...
Ale co konkretnie się wyjaśnia?
Obie te wymienione osoby, pracując inną metodą, doszły do tego samego – do istoty neomarksizmu, postmodernizmu, do nazwisk, organizacji, języka nowej lewicy, nowej globalnej etyki, w rzeczywistości anty-etyki – niesionej owym sztucznym językiem, spreparowanym w neomarksistowskich „laboratoriach” na użytek tzw. transkreacji, czyli nowego opisania świata – o czym np. mówi ideolog gender Judith Butler – nagrodzona we Frankfurcie.
Zarówno Peeters, jak i ks. prof. Guz swoją pracę wykonywali od końca lat 80. Należymy do tego samego pokolenia, które w młodości było świadkiem upadku Muru Berlińskiego. Dzisiaj jednak, możemy zapewnić, że komunizm się nie skończył, on tylko przetransformował się w neokomunizm, który – po prostu inaczej pracuje – cyniczniej, sprytniej, „miękko” przeprowadza „twardą” ideologię.
[...]