W ostatnią niedzielę Adwentu 2003 w Archidiecezji Lubelskiej w kościołach odczytano list ks. abp. Józefa Życińskiego o uczestniczeniu w tajemnicy Wcielenia. Biskup nawiązuje w liście do czekających nas zmian politycznych: Za rok, kolejne Boże Narodzenie będziemy już przeżywać we wspólnocie zjednoczonej Europy. Czy potrafimy tam wnieść klimat pokoju i radości, który dźwięczy w świątecznej liturgii? Czy przychodzący Chrystus będzie dla nas zawsze najważniejszy? Czy Jego przyjścia nie przesłoni nam reklamowa dekoracja lub program rozrywkowy? Czy zechcemy wydobyć to, co najpiękniejsze w naszej narodowej tradycji, aby wnieść nową nadzieję w kulturę zmęczonej Europy?
Wobec globalnego przyspieszenia wymiany informacji, z jakim mamy do czynienia od dobrych 50 lat, granice między przez wieki wykształconymi odrębnymi cywilizacjami coraz bardziej się zacierają. Najpierw telegraf, potem radio i telewizja, wkrótce powszechność dostępu do radiowych fal (z krótkimi wyjątkami administracyjnych ograniczeń: II wojna światowa, komunizm we Wschodniej Europie i jego enklawy do dzisiaj), powszechny telefon, sieci komputerowe, łączność przez modemy i wreszcie globalny Internet wraz z wybuchem telefonii komórkowej i satelitarnej telewizji. Do globalnej wioski jest coraz bliżej. Wymiana informacji tu, wewnątrz starej Europy, ze względu na jej malutką powierzchnię, następowała dość efektywnie przez stulecia – tutaj zaskoczenia nie ma. Ale równie szybka wymiana informacji między Azją Środkową a Ameryką Południową, między imperium arabskim a Państwem Środka- rodzi różne, daleko idące konsekwencje.
Szum, jaki podnoszą dziennikarze na temat 60. rocznicy zakończenia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej w Rosji, jest niewspółmierny do znaczenia tego wydarzenia. Moskiewskie uroczystości, starannie wyreżyserowane dla obywateli Rosji, tak naprawdę budzą głównie emocje w środowiskach przywiązujących nadmierną wagę do symboli. Rzeczywiście, moskiewscy reżyserzy zadbali o prezentację całej gamy symboli, które miały podnieść rangę Rosji we współczesnym świecie, a także dokonać reinterpretacji historii. I w dużej mierze to się udało.
Od 1982 przez kilka lat towarzyszył mi przez cały czas. Nie osobiście, ale jego obecność czułem pozytywnie niemal codziennie. Gdy na wiosnę 1982 roku na Biskupinie (Wrocław) wyszliśmy z zebrania z działaczami RKS "Solidarność" z postanowieniem utworzenia nowej podziemnej organizacji – Jan ochraniał nas, słuchając, co się dzieje w eterze na falach, na których komunikowała się Służba Bezpieczeństwa. Od początku istnienia "Solidarności Walczącej" słuchał i analizował przekazywane przez radio komunikaty. Z czasem zaczął wydawać jedno- lub dwustronicowe raporty z nasłuchu SB we Wrocławiu. Pisane były na cienkim, przebitkowym papierze, przez kalkę. Oryginał zawsze niszczył. Kopie trafiały przede wszystkim do Kornela Morawieckiego, ale i do pozostałych członków Rady SW, a także do niektórych bardziej zaangażowanych działaczy. Jan w sprawach nasłuchu SB nie był wylewny. Na pytania odpowiadał lakonicznie, ale treściwie. Nie fantazjował, nie przerysowywał. Był źródłem rzetelnych informacji o tym, co robi SB, by nas złapać.
Wychodząca od 2001 roku |