Każda kultura, niezależnie od tego, jak bardzo skupiona byłaby na teraźniejszości, nie może obyć się bez choćby mglistych wizji swojego początku i ostatecznego końca ? raju i apokalipsy. A ponieważ każda przekonana jest o swej absolutnej wyższości nad innymi, nie dopuszczając myśli, że zbudowany przez nią z wysiłkiem budowla i leżące u jej podstaw wartości mogą być tymczasowe, dlatego też swój początek i koniec uważa za początek i koniec świata.
"Oj niedobrze, panowie, niedobrze" - tymi słowy rozpoczynał się każdy odcinek pamiętnych Rycerzy Andrzeja Waligórskiego. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że niedobrze może być tylko na Dzikich Polach. Poczucie niezadowolenia jest równie stare, jak sama ludzkość, a nawet starsze niż ten nasz, porzucony na peryferiach Drogi Mlecznej padół łez. Jeśli wierzyć przekazom, już wśród istot nadprzyrodzonych nie brakło takich, którym niezadowolenie z tego, co jest, nie dawało spać po nocach. Niezadowolony Lucyfer został strącony przez Boga do posępnej i ciemnej nory, gdzie wraz ze zgrają podobnych sobie kreatur założył pierwszą partię niezadowolonych. Przyglądając się baraszkującej nago w raju niewinnej parze ludzkiej, doszedł do wniosku, że jemu i jego kamratom należy się to samo. W imię sprawiedliwości społecznej postanowił więc trochę zmienić bieg historii.
Nadzór i kontrola
Jak poucza nas historia, zniesienie własności prywatnej i powszechna kolektywizacja mogą zostać przeprowadzone bardzo szybko: wystarczy jeśli dekret o kolektywizacji zatkniemy na lufie kałasznikowa. Większym problemem jest natomiast utrzymanie tej idealnej wspólnoty przez dłuższy czas. Ludzie, nawet jeśli z początku ze śpiewem na ustach budowali ziemski raj, prędzej czy później zaczynają tracić zapał, nęka ich nuda bądź zmęczenie, szukają nowych rozrywek i przyjemności, przez co niebezpiecznie zaczynają odbiegać od modelu idealnego obywatela. Przywiązują się do drobnych przedmiotów, do dzieci, do krewnych, do mieszkań, ukrywają przed kolektywem swoje myśli i pragnienia, a co najgorsze, swoje prywatne dobro zaczynają stawiać przed dobrem wspólnoty. Wszystko to jednak nie jest w stanie zniechęcić budowniczego lepszego świata do kontynuowania swojego dzieła. Nad społecznym chaosem można zapanować, wystarczy tylko odpowiednia liczba nadzorców, dobra organizacja, kontrola i już ustrój pracuje jak doskonała maszyna parowa.
W 1999 r. w nowojorskim Brooklyn Museum miała odbyć się wystawa zatytułowana "Sensation", prezentująca prace młodych gniewnych artystów z Wielkiej Brytanii. Jednym z nadzwyczajnych dzieł, o którym głośno było, już zanim wzniesiono pierwsze toasty na wernisażu, był obraz Chrisa Offili, zatytułowany "Święta dziewica Maryja", przedstawiający gnomicznego stwora z przylepionymi do piersi odchodami słonia, otoczonego wianuszkiem wycinków z gazetek pornograficznych. Rzesze krytyków z otwartymi ustami czekały na ten cud ludzkiego geniuszu, który - przyznajmy otwarcie- nieskończenie przewyższał swoją subtelnością, wnikliwością, alegorycznością, kunsztem i nowatorstwem tego rodzaju etnocentryczne i reakcyjne knoty, jak "Madonna wśród skał" Leonarda czy "Widok Delft" Vermeera. Nie była to żadna drobnomieszczańska ugrzeczniona laurka, lecz pierwszorzędny przykład sztuki otwarcie zaangażowanej, dokonującej transgresji granic, formy, treści i sensu.
Przypadająca 21 września sto pięćdziesiąta rocznica śmierci Arthura Schopenhauera przeszła w Polsce właściwie bez echa. Dużo więcej uwagi temu urodzonemu w Gdańsku filozofowi poświęciło Japońskie Towarzystwo Schopenhauerowskie, ogłaszając konkurs literacki, w którym główna nagroda wynosi pięćset tysięcy jenów. Nie jest to szczególnie zawrotna suma (jakieś pięć i pół tysiąca dolarów), ale cieszy sam fakt, że ktoś chce ją wyłożyć za napisanie eseju o człowieku nieżyjącym już od półtora wieku.
Prawdopodobnie życie na tym świecie byłoby dużo bardziej znośne, gdyby każdy zajmował się tylko sobą. Nie ma bowiem nic bardziej uciążliwego, niż stać się przedmiotem cudzej nieumiarkowanej troski, prawdziwe zaś nieszczęścia zaczynają się wtedy, gdy jeden drugiemu usiłuje przychylić nieba.
Dobroczyńcę ludzkości od tyrana dzieli niewiele, wystarczy tylko przejść cienką granicę, poza którą uszczęśliwianie ludzi dokonywać się będzie nawet wbrew ich woli. Ci, którzy domagają się wyzwolenia skrzywdzonych i poniżonych, dość szybko przyjmują rolę ojców ludu i zdefiniowawszy na nowo pojęcia wolności i szczęścia twardą ręką pilnują, aby nikt nie wymknął się z raju. A ojca, jak wiadomo, należy słuchać - nie tylko wie lepiej, ale w razie nieposłuszeństwa potrafi dotkliwie ukarać.
Fryderyk Nietzsche, z wykształcenia filolog, z zamiłowania filozof, a z powołania wieszcz, posiadł umiejętność komponowania błyskotliwych aforyzmów, które od końca XIX stulecia inspirują znudzonych i egzaltowanych mieszczan poszukujących chwili dekadencji w sztucznym raju. Pisał Nietzsche, na przykład, że jak się idzie do kobiety, trzeba pamiętać o bacie, albo, że nie ma faktów, są tylko interpretacje.
Po powrocie naszych sportowców z Aten, gdzie odbywały się Igrzyska Olimpijskie, powściągliwi dotąd komentatorzy, których do Grecji pojechało niemal tylu co zawodników, zaczęli gorączkowo się zastanawiać nad tym, dlaczego był to najgorszy występ naszej reprezentacji od pół wieku, a dokładnie od olimpiady w Helsinkach w 1952 r.
Stare porzekadło głosi, że milczenie jest złotem, w przeciwieństwie do mówienia, które ma wartość dużo mniej szlachetnego kruszcu. Również codzienne doświadczenie, obserwacja kręgów politycznych i opiniotwórczych elit, lektura gazet i podróże środkami komunikacji miejskiej dowodzą, że wiele osób, dla dobra swojego i bliźnich, nie powinno w ogóle zabierać głosu.
Wychodząca od 2001 roku |