Serwisy informacyjne polskich telewizji unikają problematyki zagranicznej i widz ma gwarancję, że program zdominowany będzie katastrofą kolejową, a nie jakąś Syrią czy Iranem. Swoją drogą, płaci się abonament dla adrenaliny, lecz tej miękkiej adrenaliny. Telewidz ogląda całodobową relację ze zderzenia pod Szczekocinami, klnie władze, klnie chciwość spółek kolejowych, po czym najspokojniej robi sobie herbatę i nawet nie przyjdzie mu do głowy, aby podjąć wszystko, co ma na koncie. Twarda adrenalina powoduje, iż biegniemy pod bank, ustawiamy w kolejce jeszcze przed otwarciem placówki. Tak było w Buenos Aires podczas kryzysu.
Opuszczenie Iraku jest być może już bliskie. Wydawało się takie jednak i nazajutrz po tym, jak z ust Paula Bremera, szefa cywilnego zarządu USA, padły słowa o natychmiastowym wycofaniu wojsk amerykańskich - jeśli wyrazi taką wolę prawowity lokalny rząd. Wprawdzie nie ten, który miał być utworzony z końcem czerwca ubiegłego roku, tylko w pełni demokratyczny, jak dodał anonimowy strateg Pentagonu.
Rozumiem Bronisława Wildsteina, o ile przyświecającą mu intencją było spowodowanie wstrząsu i zmuszenie tak władz, jak opinii publicznej, do wzięcia odpowiedzialności za lustrację. Aspekt czysto prawny- czy wyniesienie z IPN (wbrew woli szefa Instytutu) listy osób, jakimi interesowała się bezpieka, było legalne - ma tu znaczenie, niestety, drugorzędne. Niestety, ponieważ w państwie prawa, teoretycznie biorąc, każda władza, przeto także i czwarta władza, czyli media, powinna uszanować zasadę legalizmu. Niestety, gdyż złe prawo łatwo poznać po jednym: nie da się go długo przestrzegać, w skutek czego jest stale łamane. I jeśli Rzymianie podkreślali, że surowe prawo jest zawsze lepsze od bezprawia, to chodziło im o prawo surowe, a nie złe.
Lektura Bezładu. Polityki światowej na progu XXI wieku Zbigniewa Brzezińskiego jest po latach fascynująca. Imponuje jasność wywodu, precyzyjny język, zrozumienie ludzkich uwikłań w krajach posttotalitarnych, ale przede wszystkim wielostronna panorama, w jakiej problem jest rozważany. Uderza to o tyle, że w Polsce wprawdzie ukazuje się sporo kompetentnych artykułów na tematy światowe, ich autorzy ograniczają się jednak do wąskich dyscyplin, tekst o np. ekonomii unika jak ognia wycieczek w rejony historii kultur, psychologii, nawet nauk prawnych czy socjologii, a perspektywa, nawet europejska, rzadko otwiera się na Azję i Afrykę, czyli kontekst zjednoczonej Europy. Ta ostatnia idea jest zresztą u nas właściwie nieobecna; Europę rozpatrujemy wciąż jako zbiór trwale autonomicznych państw o ? w najlepszym przypadku ? solidarnej wschodniej polityce zagranicznej, zwłaszcza wobec Rosji i niektórych krajów dawnego ZSRR. Były doradca ds. bezpieczeństwa prezydenta Cartera należy obecnie do przeciwników politycznej filozofii George'a Busha. Te poglądy zawarł w książce Wybór (2004), pozycji oczywiście polemicznej już, a tym samym mniej uniwersalnej.
Przejmujący tekst Krzysztofa Gulbinowicza Dlaczego Europa nie lubi Ewangelii? ("Opcja" nr 9/45) z pewnością zasługuje na polemikę. Odchodzenie od chrześcijaństwa w Europie rzeczywiście postępuje, tak jak faktem stało się zignorowanie tradycji chrześcijańskiej w pierwszej wspólnej europejskiej konstytucji. Problem z tym, czy autor się nie myli, uważając akurat humanizm za punkt wyjścia dechrystianizacji i ekstremalnych zbrodni XX wieku, które słusznie wprowadza do tożsamości dzisiejszej Europy.
W książce Następna wojna światowa dwaj waszyngtońscy eksperci Caspar Weinberger i Peter Schweitzer rozważali rodzaje konfliktów, jakie NATO lub USA mogłyby przegrać pomimo upadku komunizmu. Na przykład rosyjska ekspansja w Europie. Tak więc Rosja zdobywa Polskę i błyskawicznie potem Czechy oraz Niemcy. Bezkarnie. Ponieważ w tajemnicy zbudowała "tarczę", wysłane ku niej głowice są unieszkodliwiane, sama zaś terroryzuje Zachód za pomocą taktycznych bomb. Pod szantażem nuklearnym Ameryka opuszcza Europę, a Francja szuka z Rosją kompromisu. Morał: zwycięstwo Zachodu pozostaje aktualne tylko do chwili utraty przewagi strategicznej.
Wychodząca od 2001 roku |